wtorek, 13 stycznia 2015

Persimmon fruit pie




Przyznam, że często życie w postemigracyjnej rzeczywistości zwyczajnie mnie dobija. W takich chwilach zdarza mi się wypić ilość wina przyprawiającą mnie o ból głowy i nieświadomie wchłonąć kawałek porośniętego pleśnią sera. Radykalna społeczność wegańska zapewne chciałaby mnie zlinczować ale na szczęście nie jestem na tyle znaczącą osobą, żeby ktoś poczuwał się do tego rodzaju działań.

Takie alkoholowo- kazomorficzne wyskoki dowodzą braku silnej woli, amnezji albo tego, że nikt nie jest doskonały. Na szczęście niekontrolowane frankofilskie akcje nie zdarzają się, zbyt często, choć życie na ojczystej ziemi przytłacza mnie z większą częstotliwością niżbym sobie tego życzyła. Nie wiem jak większość inteligentnych, wrażliwych i nieco zagubionych ludzi radzi sobie z poronionym rynkiem pracy, na którym wymagania są niedorzecznie wysokie w stosunku do zarobków, astronomiczną szpetotą pomieszaną z pięknem, chamstwem egzystującym obok wysokiej kultury osobistej.

Wiem, że ja odkrywam w sobie bipolar disorder, gdy podróżując środkami komunikacji miejskiej napotykam osobę czytającą Prousta tuż obok pijącego piwo dresa. Chwilowy zachwyt przeradza się w złość i depresję, która nasuwa myśl o reemigracji za ocean w poszukiwaniu straconego w Polsce czasu.

Jeśli Ameryka jest dla byka, to Polska jest zdecydowanie krajem dla matadora. Nie wiem czy to weganizm, czy długa nieobecność w polskiej rzeczywistości zrobiły ze mnie marnego torreadora? Może jedno i drugie.

Ok, dosyć wyznań, przecież to blok kulinarny a nie meeting anonimowych emigrantów.

Pora na medytację nad piekarnikiem. Dzisiaj relaksuję się za pomocą persimmon fruit pie. W wegańskiej wersji, rzecz jasna.



Przepis jest niby  banalnie prosty ale wymaga jednak umiejętnej współpracy z olejem kokosowym. Bo w tym przepisie, drogi czytelniku ( a raczej czytelniczko), nie znajdziesz wegańskiej margaryny, która w większości przypadków stanowi podstawę roślinnego kruchego ciasta. 

Składniki:

  • 1 i 1/4 szklanki mąki
  • 2 łyżki cukru
  • 1/4 szklanki płynnego oleju kokosowego
  • szczypta soli
  • 6-8 łyżek lodowatej wody
  • 2 persimmony (nawet nie wiem czy tak się odmienia) wikipedia podpowiedziałam mi, że owoc ten funkcjonuje  również pod nazwą hurma, jak zwał tak zwał, chyba wiemy o co chodzi

Sposób wykonania:

Mąkę, cukier i sól umieszczamy w misce. Olej kokosowy rozpuszczamy i czekamy aż osiągnie temperaturę pokojową. Po jej osiągnięciu wlewamy go stopniowo do suchych składników i cały czas palcami łączymy go z mąką. Po osiągnięciu piaskowej konsystencji, umieszczamy miskę na 15 minut w zamrażarce. Do schłodzonej mieszanki w ten sam sposób dodajemy lodowatą wodę. Składniki powinny połączyć się po 5- 6 łyżce wody, w moim przypadku nastąpiło to po dodaniu kolejnych dwóch. 
Jeśli nasz wytwór zaczął choć trochę przypominać tradycyjne kruche ciasto, jesteśmy na dobrej drodze i możemy umieścić je misce i odpocząć przez 15 minut albo pokroić w plastry persimmony aka hurmy.
Po krótkiej przerwie posypujemy papier do pieczenia mąką i rozwałkowujemy niesforne ciasto w kształcie przypominającym koło. Układamy na nim plastry owoców i zawijamy boki. Pieczemy przez około 30 minut w piekarniku nagrzanym do 185 stopni.

  

3 komentarze:

  1. Jadam persymone tylko na surowo.
    A zawsze zastanawialam sie, czy mozna ja upiec w ciescie.
    Wyglada smacznie...
    :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mmm, cudownie to ciasto wygląda :)
    Mi wystarczy kilka tygodni urlopu w Polsce, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że nie mam tam czego szukać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Człowiek się zmienia i ma nadzieję, że ojczyzna robi to samo, a tymczasem nad Wisłą czas jakby stanął. U mnie powrót wynika chyba z masochizmu...

      Usuń