sobota, 1 czerwca 2019

Bułki z mąki migdałowej



Moja kolejna próba napisania posta po ponad 12 miesiącach nieobecności na blogu. Moje palce odzwyczaiły się od klawiatury laptopa, umysł od formułowania względnie spójnych zdań;) Chęć powrotu do tej zaniedbanej przestrzeni, to chyba desperacka próba wypełźnięcia ze stanu blah . Niekończąca się zima w Wietrznym Mieście, praca na dwa etaty i bezosobowość wynajętego mieszkania wprawiły mnie w stan zawieszenia i zniechęcenia. Nawet nadejście wiosny, porzucenie jednej z prac i zmiana mieszkania (na kolejnego korpo-potwora) nie przyniosły oczekiwanych zmian. Chwilowa euforia wywołana bieganiem w parku i większą ilością wolnego czasu –zgasła...i nastał dziwny czas. Czas refleksji, skąd to niezadowolenie ? Jakoś nie mogę znaleźć przyczyny, choć szukam i próbuję coś zmieniać. Wiem, że częściowo brakuje mi bycia choć trochę kreatywną. Przestałam pisać, robić zdjęcia, urządzać przestrzeń, w której się znajduję, a wiem że te wszystkie czynności mają zbawienny wpływ na moją psychikę. I wiem, że potrzebuję wakacji. Specyficznych wakacji, nie jakiegoś leżenia na plaży pod palmą i sączenia mdlącego drinka. Nie chcę tej sensoryczno-mentalnej all inclusive nudy. Tęsknię za byciem w drodze, za pięknem gór, kanionów, pustyni, za fizycznym zmęczeniem podróżnika, za stanem w którym liczy się tylko tu i teraz, w którym ważne jest  jedynie przemieszczanie, podziwianie, zaspokojenie głodu i pragnienia, znalezienie miejsca do spania i odpoczynku.
Na ucieczkę od cywilizacji muszę jeszcze chwilę poczekać, w międzyczasie postaram się wygrzebywać z marazmu w inny sposób. Choćby przy pomocy tego bloga, pozostawiając  tutaj kulinarny ślad. Niestety moja obecna kuchnia to jakiś koszmar wielkości znaczka pocztowego, idealna do zrobienia kawy i zmiksowania drinka. Przyznam, że gotowanie w niej nieco mnie frustruje i sprawia, że wypluwam z siebie ponadprogramowe przekleństwa.  Dlatego rozpoczynam przepisem zrealizowanym w poprzedniej kuchni, w której taniec z garami był zdecydowanie prostszy i przyjemniejszy. 
Nie będę ukrywać- zwlekałam ze zrobieniem tych bułek, bo wymagają one sporo składników, których nie posiadałam w swojej skromnej kuchni- patrz mąka migdałowa (która nawet w USA nie należy do najtańszych produktów), mąka kokosowa (której nie lubię), babka płesznik (której nie potrzebuję, bo nie cierpię na zaparcia;)), ocet jabłkowy (którego zapach i smak przyprawiają mnie o mdłości). Postanowiłam jednak zainwestować w powyższe produkty i od tego czasu przepis zrealizowałam wielokrotnie. 


Składniki:

  • 1 i 1/4 szklanki mąki migdałowej
  • 1/4 szklanki mąki kokosowej
  • 1/4 szklanki + 3 łyżki mielonej babki płesznik
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 2 łyżeczki proszku do piecznenia
  • 2 łyżeczki octu jabłkowego
  • 1 łyżka oliwy z oliwek
  • 1 szklanka ciepłej wody (ok. 40C)

 Sposób wykonania:

  1. W misce zmieszać suche składniki: mąkę migdałową, kokosową, babkę płesznik, proszek do pieczenia i sól.
  2. Dodać ocet, oliwę , wodę i dokładnie wymieszać. Z ciasta uformować kulę. 
  3. Odstawić na 10 minut.
  4. Ciasto podzielić na 6 części i zrobić z nich niewielkie bułeczki. Z ciasta można zrobić również bagietkę/chlebek (patrz zdjęcia poniżej).
  5. Bułeczki albo chlebek posmarować niewielką ilością wody, albo mleka roślinnego. Posypać dowolnymi nasionami.
  6. Piec około 40-45 minut w 180C.