Pieczenie chleba to coś, co według mnie wykracza poza obszar kuchni. To nie tylko ugniatanie, czekanie, pieczenie i jedzenie, to swojego rodzaju medytacja, próba charakteru, powrót do przeszłości. Po latach traktowania chleba trochę po macoszemu zaczęliśmy zwracać uwagę na jego jakość i smak. Poszukujemy tradycyjnych przepisów albo kreujemy nowe, ciekawe kombinacje.
Jednym z moich wspomnień z dzieciństwa jest, wręcz kompulsywne, przesiadywanie pod osiedlową piekarnią wieczorową porą. Zapach i smak świeżego pieczywa nie ma sobie równych. Tak więc chleb obok trzepaka, krawężnika i marnie wyposażonej biblioteki, to część moich ,,the wonder years". Nie mieliśmy wiele, można wręcz powiedzieć, że posiadanie ograniczało się do przyjaciół i sporej ilości wolnego czasu. Teraz przyjaciele są rozsiani po świecie a czas skurczył się do śmiesznych rozmiarów. Zawsze jesteśmy zajęci, nawet wtedy kiedy nie jesteśmy;) Pieczenie chleba może być takim zatrzymaniem w gonitwie dnia codziennego, może nam też uświadomić nasze mentalne i fizyczne rozbieganie.
Do dzisiejszego chleba zabrałam się z intencją bycia obecną pod każdym względem bo wiem do czego potrafi doprowadzić moje pojawiające się sezonowo ADHD. Potrafi doprowadzić do wszystkiego z wyjątkiem pozytywnych efektów. Z założenia planowałam upiec chleb z przepisu pochodzącego z książki ,,Widelec zamiast noża", gdyż zachęciła mnie do tego bardzo bliska mi osoba (na marginesie Jej chleb wyszedł podręcznikowo perfekcyjny). Mój bochenek to osobna historia. W oryginalnym przepisie pojawia się sporo ziół, co rzecz jasna ze względu na zamiłowanie do słodkich dodatków, postanowiłam pominąć. Jakoś dżem w połączeniu z bazylią i oregano nie brzmi dla mnie zachęcająco. Zamianie uległa też mąka, melasa i gatunek drożdży, co oczywiście zaowocowało totalną utratą kontroli nad wypiekiem. Co więcej moja uwaga, tak jak ciasto, zaczęła rozrastać się na inne dziedziny takie jak zupa, telefon, itp. Koncepcję ładu trafił szlag, powstające pieczywo otrzymywało kolejne dawki mąki a ja uznałam, iż jego objętość zaczyna przekraczać granice dostępnej w moim domu foremki. Tak więc chleb przybrał kształt taki jaki chciał, stał się równie płaski jak moje ego przygniecione kolejną chlebową porażką...przynajmniej jeśli chodzi o wygląd...
Dla tych bardziej opanowanych i zdyscyplinowanych niż ja, podaję oryginalny przepis. Co z nim zrobicie zależy od Was...
Składniki:
- 3 szklanki mąki pszennej pełnoziarnistej
- 1/2 łyżki szałwii
- 1/2 łyżki tymianku
- 1/2 łyżki bazylii
- 1/2 łyżki oregano
- 1 1/2 łyżeczki suchych drożdży
- 2 łyżki melasy
- 1 3/4 szklanki letniej wody
Sposób wykonania:
Mąkę łączymy z ziołami i drożdżami w dużej misce. Dodajemy melasę i wodę. Mieszamy i wyrabiamy ciasto aż stanie się elastyczne. Ciasto wkładamy do foremki wyłożonej papierem do pieczenia i odstawiamy w ciepłe miejsce na godzinę. Pieczemy w piekarniku nastawionym na 205 stopni przez około 35 minut.
zgadzam się - nie ma nic lepszego od zapachu domowego chleba <3 a ten smak, po prostu niezastąpiony! :) właśnie czekam aż zaczyn będzie gotowy i będę piekła :D
OdpowiedzUsuńSmakowicie! ;D
OdpowiedzUsuń