Moja głowa broni się ostatnimi czasy przed pisaniem, przed wylewaniem myśli czy to na papier, czy też w internetową otchłań bloga. Tak jak moje ciało unika biegania, które przecież uwielbiam. Obydwie te czynności łączą się w moim przypadku z pewnego rodzaju dyskomfortem. Kiedy jednak zwalczę ból i inne wymówki, odczuwam zadowolenie i przypływ energii. Zazwyczaj to pozytywne uczucie nie trwa zbyt długo, ale to zawsze coś kiedy reszta dnia wiąże się z przewlekłym stanem blah. Chyba w tym roku seasonal affective disorder zawitał w mojej głowie już pod koniec lata, może zaczyna być przypadłością trwającą year-round?
Tak czy inaczej, wyjście z czterech ścian zazwyczaj nie jest złym pomysłem. Możesz np. natknąć się na swojej drodze na kogoś kto zamiast psa wyprowadza na spacer świnię, albo biegnąc spotykasz znajomego, z którym umawiasz się bez skutku od kilku miesięcy.
W endorfinowym szale przez chwilę zapominam o wszystkich zakończonych porażką rozmowach o pracę, negatywne myśli, które towarzyszą mi od przebudzenia na godzinę bądź dwie tracą swoją siłę, przez moment nie rozmyślam o tęsknocie za americano z syropem pumpkin spice wypijanym w towarzystwie przyjaciółki, której nie widziałam od ponad roku. Biegnąc nie zastanawiam się gdzie chcę żyć i co chcę robić ,,jak dorosnę", a raczej jak żyć robiąc to co chcę robić? Nie zwracam nawet uwagi na deszcz i wiatr, co więcej, myślę że to doskonała pogoda na to by wreszcie upiec szarlotkę, o którą jestem proszona niemal każdego dnia. Aromatyczne ciasto z jabłkami, kubek gorącej herbaty i niedorzecznymi bohaterowie serialu ,,Parks and Recreation" to moja recepta na nieobecność Indian Summer.
W endorfinowym szale przez chwilę zapominam o wszystkich zakończonych porażką rozmowach o pracę, negatywne myśli, które towarzyszą mi od przebudzenia na godzinę bądź dwie tracą swoją siłę, przez moment nie rozmyślam o tęsknocie za americano z syropem pumpkin spice wypijanym w towarzystwie przyjaciółki, której nie widziałam od ponad roku. Biegnąc nie zastanawiam się gdzie chcę żyć i co chcę robić ,,jak dorosnę", a raczej jak żyć robiąc to co chcę robić? Nie zwracam nawet uwagi na deszcz i wiatr, co więcej, myślę że to doskonała pogoda na to by wreszcie upiec szarlotkę, o którą jestem proszona niemal każdego dnia. Aromatyczne ciasto z jabłkami, kubek gorącej herbaty i niedorzecznymi bohaterowie serialu ,,Parks and Recreation" to moja recepta na nieobecność Indian Summer.
Składniki:
- 1/2 szklanki mąki
- 1-2 łyżki cukru
- 1/8 szklanki płynnego oleju kokosowego
- 3-4 łyżki lodowatej wody
- szczypta soli
- 1-2 jabłka
- brązowy cukier
- cynamon
- łyżeczka soku z cytryny
Sposób wykonania:
Mąkę, cukier i sól umieszczamy w misce.
Olej kokosowy rozpuszczamy i czekamy aż osiągnie temperaturę pokojową.
Po jej osiągnięciu wlewamy go stopniowo do suchych składników i cały
czas palcami łączymy go z mąką. Po uzyskaniu piaskowej konsystencji,
umieszczamy miskę na 15 minut w zamrażarce. Do schłodzonej mieszanki w
ten sam sposób dodajemy lodowatą wodę. Kiedy mieszanka zacznie przypominać tradycyjne kruche ciasto odstawiamy je do lodówki na 10-15 minut.
W tym czasie obieramy i kroimy jabłka. Umieszczamy je w misce i dodajemy sok z cytryny, cynamon i cukier.
Po krótkiej przerwie posypujemy papier do pieczenia mąką i rozwałkowujemy ciasto. Układamy na nim plastry owoców i zawijamy boki. Pieczemy przez około 30 minut w piekarniku nagrzanym do 185 stopni.
Po krótkiej przerwie posypujemy papier do pieczenia mąką i rozwałkowujemy ciasto. Układamy na nim plastry owoców i zawijamy boki. Pieczemy przez około 30 minut w piekarniku nagrzanym do 185 stopni.
taka mini szarlotka nawet idealna by zjeść ją samemu <3 już sama dawno nie piekłam tego ciasta, więc zapisuję przepis i czas przypomnieć sobie ten idealny smak jabłek z cynamonem :)
OdpowiedzUsuń