czwartek, 3 marca 2016

Muffiny z masłem orzechowym


Składniki:

  • szklanka mleka roślinnego
  • 6 łyżek oleju
  • 2/3 szklanki cukru trzcinowego
  • 1/2 szklanki masła orzechowego
  • 1 i 1/2 szklanka mąki
  • 2 łyżeczki wanilii
  • 1 i 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • szczypta soli
  • garść uprażonych i pociętych orzeszków ziemnych
  • 1/2 tabliczki pokruszonej gorzkiej czekolady 

Sposób wykonania:

  1. W dużej misce łączymy mąkę z proszkiem do pieczenia, solą, orzeszkami ziemnymi i pokruszoną czekoladą.
  2. W osobnej misce umieszczamy mleko, wanilię, cukier i masło orzechowe. Dokładnie mieszamy.
  3. Mokre składniki wlewamy do suchych i mieszamy. Masa jest zbyt gęsta możemy dodać nieco więcej mleka roślinnego.
  4. Ciasto wlewamy do foremek na muffiny wyłożonych papierowymi wkładami.
  5. Muffiny pieczemy w temperaturze 190 stopni przez 22-25 minut. 
 

Ponad półtorej roku spędzone na ojczystej ziemi, chcąc nie chcąc skłania do refleksji. Staram się jednak tych przemyśleń nie dopuszczać do głosu w nadmiarze, bo wiem że tego rodzaju analizy kończą się na równi pochyłej. Polska jaka jest -każdy widzi, a mnie nie pomaga to, że w trakcie międzykontynentalnej przeprowadzki zgubiłam moje potłuczone różowe okulary.
Moja ostatnia wizyta u dentysty uświadomiła mi to, że ja chyba przyzwyczaiłam się do życia ze znieczuleniem. W poukładanym społeczeństwie, które nieustannie się uśmiecha, przestrzega prawa i dba o porządek. Odwykłam od syfu, chamstwa i bezmyślnego łamania reguł, które przecież ustalamy, żeby było nam lepiej. Do niedawna każdy przejaw tej polskiej ,,niesfornej natury” właził mi pod skórę tak głęboko, że każde niemal wyjście z domu kończyło się złym humorem i chęcią pakowania walizek.

Krzewy wypuszczają pierwsze pąki;) Chyba idzie wiosna:)

Po 20 miesiącach wiem, że chyba nigdy nie będę umiała traktować większości tych drażniących mnie zjawisk z lekkością i humorem  godnym Davida Lebovitza. Może wynika to także z faktu, że Polska nie jest moją ,,przybraną” ojczyzną, ale miejscem w którym się urodziłam. Chyba dlatego mam wobec niej większe wymagania. Postanowiłam jednak obniżyć poprzeczkę pod wpływem mądrych książek i jeszcze mądrzejszej medytacji;) Bo walka z rzeczywistością i samą sobą tylko mnie unieszczęśliwia, utrudnia funkcjonowanie tu i teraz, a przecież to jedyne tak naprawdę się liczy- chwila obecna. Kiedy nie możemy czegoś zmienić, pozostaje nam ciągłe niezadowolenie albo akceptacja. Na dzień dzisiejszy wybrałam to drugie, choć wiem, że wymaga to nieustannej pracy nad sobą, kontrolowania swojego ,,monkey mind”, który uwielbia hodować negatywne myśli . Wiem, że życie często będzie przypominać taczki wypełnione kamieniami, które trzeba pchać pod górę (niezależnie od kontynentu, na którym się znajduję). Ja zwyczajnie chcę spróbować je oswoić  albo nawet polubić. 



2 komentarze: